Talia kart. Samotnik tasujący karty. Podał sam sobie rękę. Obróćmy obrazy przeszłości w niekończących się permutacjach, przerwijmy i rozpocznijmy jeszcze raz. Znów posortujmy obrazy. Ta gra ukazuje zarodki prawdy i śmierci.
Wszyscy żyjemy w mieście. Miasto to, często fizycznie, ale w nieunikniony sposób psychicznie, koło. Gra. Krąg śmierci z seksem w swym centrum. Jedźmy tam, gdzie kończą się przedmieścia. Na krańcu odkryjemy strefy wyszukanej rozpusty i nudy, dziecięcą prostytucję. W brudnym kręgu bezpośrednio otaczającym dzielnicę spraw załatwianych w świetle dziennym, istnieje jedyny prawdziwie żyjący tłum naszego wzgórza, jedyne prawdziwe życie ulicy, nocne życie. Chore jednostki w hotelach za dolara, podupadłych pensjonatach, barach, lombardach, knajpach i burdelach, w umierających arkadach, którym nie dane jest zginąć, na ulicach, ulicach nocnych kin. Tam, gdzie kończy się zabawa zaczyna się Gra. Tam, gdzie kończy się seks zaczyna się Orgazm. Każda gra zawiera w sobie ideę śmierci.
Wszystko jest mgliste i przyprawia o zawroty głowy. Skóra nabrzmiewa i nie ma już różnicy między częściami ciała. Wdzierający się odgłos groźby, drwiące, monotonne głosy. To jest strach i urok bycia pochłoniętym.
Współczesne życie jest przejażdżką samochodem, pasażerowie obrzydliwie się zmieniają na swych śmierdzących siedzeniach lub też błąkają się od samochodu do samochodu poddani
nieustannym transformacjom.
Czynimy nieuniknione postępy ku początkowi (stacje końcowe nie czynią różnicy), przecinając miasta z ich drugą twarzą ukazującą film, na który składa się widok okien, znaków, ulic, budynków. Po bokach czasem pojawiają się inne jednostki, zamknięte światy, suną wzdłuż, by po chwili wyprzedzić lub zostać z tyłu. Zniszczyć dachy, ściany, zajrzeć do wszystkich
pomieszczeń naraz. W powietrzu schwytaliśmy bogów, zabraliśmy im ich wszystkowiedzące spojrzenia, ale bez ich mocy przenikania z lotu myśli i miast.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz