W takiej chwili jak ta wszystko jest i buzuje szaleńczo w środku:
- nieprzytomny galop
jak w „Not To Touch The Earth”,
- rodząca się trwoga
jak w “Celebration of the Lizard”,
- męczące poczucie nieuchronności
jak w „Hyacinth House”…
czy w końcu…
- pokusa utraty świadomości
jak w „Crystal Ship”.
I co da "powiązanie tych wszystkich rozpaczliwych obrazów"??
Wyobrażam sobie, że mogło tak być i pewnie tak było. Nie jeden raz. Że publiczność bała się podczas koncertów - i całkiem słusznie. Doorsi nie byli zabawnymi hippisami z uśmiechem na twarzy i kwiatkiem w ręku.
Wymachiwali nożem o brutalnie zimnym, przerażającym ostrzu.
.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz