Zapytany na konferencji prasowej, gdzieś w Europie, jak opisałby muzykę The Doors, pijany i zblazowany Jim odpowiedział:
"Wydaje mi się, że jest to takie jakby ciężkie, mroczne uczucie, tak jak u kogoś niezbyt pewnego czegokolwiek... jakby to powiedzieć... hm... uczucie odnalezienia się...".
Zanim jednak osiągnie się tę wolność, zanim nastąpi to samoodnalezienie się, trzeba najpierw się zgubić, zostać pozbawionym nadziei; trzeba przejść przez otchłań. Z konieczności przed świtem trwa jeszcze panowanie bezlitosnej nocy, którą św. Jan nazwał "ciemną nocą duszy", a Dante porównał do "mrocznego lasu". To obowiązkowy etap podróży bohatera. Joseph Campbell stwierdził kiedyś: "To właśnie tą ścieżką musi podążać prawdziwy artysta". Balansowanie na krawędzi otchłani skłoniło kiedyś Rimbauda do napisania: "Czułem, jak ponad mną szybują skrzydła opętania". Baudelaire walczył z zimnymi i przerażającymi wiatrami wiejącymi z głębin, gdy pisał: "Podmuch strachu zmroził moją krew". I Jim pobiegł na skraj owej otchłani. Tam znalazł wolność - przerażająco doskonałą i bezkresną. A potem zanurzył się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz