Po raz pierwszy zobaczyłem Jima w 1966 roku w London Fog, małym nocnym klubie w Los Angeles, znajdującym się na Sunset Strip od strony Beverly Hills. (...)
Pamiętam, że Jim miał na sobie pogniecione spodnie khaki i bawełnianą bluzę z długimi rekawami. Trzymał mikrofon tuż przy ustach, jakby miał go zacząć ssać, i śpiewał jakieś strasznie sprośne i najbardziej perwersyjne piosenki, jakie w życiu słyszałem. (...)
Jim nie miał doświadczenia ani przygotowania do śpiewania i oczywiście był chorobliwie nieśmiały. Często występował odwrócony tyłem do publiczności. Jednak niezaprzeczalnie miał niesamowitą energię, mroczną i nieodpartą siłę. Miałem wrażenie, że ktoś w jego zespole - a może i większość członków - czytał Nietzschego, słuchał Brechta i Weila oraz brał dużo LSD.
Jerry Hopkins: Jim Morrison. Król Jaszczur
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz