czwartek, 3 lipca 2014

Niczym Orfeusz, Jim pozostaje wiecznie młody.

Dziś, po czterdziestu trzech latach, jakie upłynęły od śmierci Jima, historia zespołu The Doors stała się już mitem. Tragiczny i krótki zarazem żywot Jima Morrisona jest pożywką, na której rodzą się nasi bohaterowie i bogowie młodości, i na której dokonują się ich kolejne wskrzeszenia. Niczym Orfeusz, Jim pozostaje wiecznie młody. Tak jak Dionizos, umiera, by odrodzić się na nowo. I podobnie jak z morderstwem Adonisa, ofiarą Mitry czy przypadkową śmiercią Antinousa, Jim nie mógł żyć nie niszcząc tego mitu, na którym oparła się jego publiczność. Jednym z głównych powodów, dla których Jim udał się do Paryża, było to, że nie był juz dłużej w stanie dorównywać legendzie, którą sam kiedyś współtworzył. Bo Jim Morrison nie chciał być bogiem. Jim Morrison chciał być poetą.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz