Bezpośrednio po koncercie w Miami, Jim poleciał na Jamajkę na
zaplanowane wcześniej wakacje. Miała tam pojechać z nim Pamela, ale w
ostatniej chwili zrezygnowała. W dużym letniskowym domku Jim mieszkał
więc sam – nie licząc kilku czarnych tubylców, dbających o jak najlepsze
warunki jego pobytu, był zupełnie odcięty od świata. Później, w długim
wierszu zatytułowanym „Jamaica”, opisał wakacje, które przerodziły się w
koszmar.
„Dobiegła końca
godzina wilka.
Słychać pianie kurów.
Świat odbudowuje się na nowo,
zmagając się z ciemnością
Słychać pianie kurów.
Świat odbudowuje się na nowo,
zmagając się z ciemnością
Dziecko poddając się
nocnej marze,
dorosły zaś boi się
własnego strachu.
nocnej marze,
dorosły zaś boi się
własnego strachu.
Muszę opuścić tę wyspę
Która w bólach rodzi się z ciemności.”
Która w bólach rodzi się z ciemności.”
(fragment wiersza „Jamaica” zawartego w zbiorze: „Wilderness”)
Jim opowiadał, że trafił ponoć do jakiegoś pałacyku,
do posiadłości, pełnej czarnoskórych służących i wielu innych rzeczy. I
właśnie bał się tych czarnych ludzi, którzy wyglądali dla niego tak
bardzo obco. Natomiast reszta zespołu rozgościła się w innych
domostwach, pozostawiając go zupełnie samego. I nagle główny służący,
czy kto tam był, oczywiście czarny, wyciągnął porcję trawy i
zaproponował mu wspólne wypalenie jointa. Skręt, zdaniem Jima,
przypominał wielkością cygaro, zaciągnął się jednak. Ale ponieważ nie
lubił palić, czy może w ogóle tyle nie palił, ta dawka podziałała na
niego w najbardziej zwariowany sposób, bo od razu dostał jakichś
halucynacji. Mówił, że ktoś chce go zabić, że jakiś facet go śledzi i
tak dalej.
Mówił, że były to autentyczne wizje. Bo wiesz, kiedy masz „zły odlot”, dostrzegasz same niedobre rzeczy i boisz się wszystkiego. A ponieważ okoliczności były takie, że Jim znalazł się sam w tej wielkiej posiadłości, z kilkoma „rastamanami”, wiedział, jak ten fakt odebrać, czuł, że wokół niego zawiązuje się jakiś spisek, czy coś podobnego.
Zadzwonił więc do Robbiego i, nie wiem, chyba Johna, by przyjechali i zabrali go stamtąd, ale oni nie chcieli mieć z nim nic wspólnego. Mieli go dosyć, wściekli byli na to, co stało się w Miami, więc w ten sposób izolowali się od niego. Na tej wyspie – jak sam twierdził – przeżył najokropniejsze chwile. Trzymany w niepewności przez strach, rozczarowanie, samotność i w ogóle wszystko…
Było to dla niego przerażające doświadczenie, które wywarło też wpływ na jego stosunki z czarnymi – odtąd mówił, że im nie ufa. Nie rozumiał ich, „Byłem białym chłopcem, który nie znał swego miejsca w całym tym układzie” – powiedział.
Mówił, że były to autentyczne wizje. Bo wiesz, kiedy masz „zły odlot”, dostrzegasz same niedobre rzeczy i boisz się wszystkiego. A ponieważ okoliczności były takie, że Jim znalazł się sam w tej wielkiej posiadłości, z kilkoma „rastamanami”, wiedział, jak ten fakt odebrać, czuł, że wokół niego zawiązuje się jakiś spisek, czy coś podobnego.
Zadzwonił więc do Robbiego i, nie wiem, chyba Johna, by przyjechali i zabrali go stamtąd, ale oni nie chcieli mieć z nim nic wspólnego. Mieli go dosyć, wściekli byli na to, co stało się w Miami, więc w ten sposób izolowali się od niego. Na tej wyspie – jak sam twierdził – przeżył najokropniejsze chwile. Trzymany w niepewności przez strach, rozczarowanie, samotność i w ogóle wszystko…
Było to dla niego przerażające doświadczenie, które wywarło też wpływ na jego stosunki z czarnymi – odtąd mówił, że im nie ufa. Nie rozumiał ich, „Byłem białym chłopcem, który nie znał swego miejsca w całym tym układzie” – powiedział.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz