wtorek, 1 lipca 2014

"Godzina wilka"

Bezpośrednio po koncercie w Miami, Jim poleciał na Jamajkę na zaplanowane wcześniej wakacje. Miała tam pojechać z nim Pamela, ale w ostatniej chwili zrezygnowała. W dużym letniskowym domku Jim mieszkał więc sam – nie licząc kilku czarnych tubylców, dbających o jak najlepsze warunki jego pobytu, był zupełnie odcięty od świata. Później, w długim wierszu zatytułowanym „Jamaica”, opisał wakacje, które przerodziły się w koszmar.

„Dobiegła końca godzina wilka. 
Słychać pianie kurów. 
Świat odbudowuje się na nowo, 
zmagając się z ciemnością
Dziecko poddając się
nocnej marze, 
dorosły zaś boi się 
własnego strachu.
Muszę opuścić tę wyspę
Która w bólach rodzi się z ciemności.”

(fragment wiersza „Jamaica” zawartego w zbiorze: „Wilderness”)

Jim opowiadał, że trafił ponoć do jakiegoś pałacyku, do posiadłości, pełnej czarnoskórych służących i wielu innych rzeczy. I właśnie bał się tych czarnych ludzi, którzy wyglądali dla niego tak bardzo obco. Natomiast reszta zespołu rozgościła się w innych domostwach, pozostawiając go zupełnie samego. I nagle główny służący, czy kto tam był, oczywiście czarny, wyciągnął porcję trawy i zaproponował mu wspólne wypalenie jointa. Skręt, zdaniem Jima, przypominał wielkością cygaro, zaciągnął się jednak. Ale ponieważ nie lubił palić, czy może w ogóle tyle nie palił, ta dawka podziałała na niego w najbardziej zwariowany sposób, bo od razu dostał jakichś halucynacji. Mówił, że ktoś chce go zabić, że jakiś facet go śledzi i tak dalej.
Mówił, że były to autentyczne wizje. Bo wiesz, kiedy masz „zły odlot”, dostrzegasz same niedobre rzeczy i boisz się wszystkiego. A ponieważ okoliczności były takie, że Jim znalazł się sam w tej wielkiej posiadłości, z kilkoma „rastamanami”,  wiedział, jak ten fakt odebrać, czuł, że wokół niego zawiązuje się jakiś spisek, czy coś podobnego.
Zadzwonił więc do Robbiego i, nie wiem, chyba Johna, by przyjechali i zabrali go stamtąd, ale oni nie chcieli mieć z nim nic wspólnego. Mieli go dosyć, wściekli byli na to, co stało się w Miami, więc w ten sposób izolowali się od niego. Na tej wyspie – jak sam twierdził – przeżył najokropniejsze chwile. Trzymany w niepewności przez strach, rozczarowanie, samotność i w ogóle wszystko…
Było to dla niego przerażające doświadczenie, które wywarło też wpływ na jego stosunki z czarnymi – odtąd mówił, że im nie ufa. Nie rozumiał ich, „Byłem białym chłopcem, który nie znał swego miejsca w całym tym układzie” – powiedział.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz