środa, 3 lipca 2019

† 48 rocznica śmierci Jima Morrisona †


Na jego konsekwentnie wypracowany koniec miała wpływ wybitna wrażliwość i delikatność duszy, z którą przegrał. Duszy, która chciała więcej, czuła mocniej i pragnęła silniej.

Utalentowany i zagubiony w swoich uczuciach i mrocznych odsłonach …upadł za szybko, żeby już nie wstać do kolejnej walki…

Dlaczego uzależnił się od narkotyków czy alkoholu? Czy jest to świadome działanie? Czy doprowadzenie do stanu, kiedy nałóg zawłada życiem – odbiera odpowiedzialność? Zwalnia z wyrzutów za ciągłą, wewnętrzną walkę nie do zniesienia i niekończące pytania bez odpowiedzi? Dlaczego tak wybitna osoba nie radziła sobie z własnymi słabościami i sławą, jaka wydaje się być sukcesem i celem. Mniemam niestety, że tak jak nadwrażliwość była powodem powstania przełomowych dzieł i kreacji, tak ona właśnie doprowadzała do destrukcyjnego zniszczenia. To talent i silniejsze odczuwanie świata w zastraszającym tempie, bez kontroli i samozachowawczych odruchów obrony, odnajdywało finał w śmierci. Odejściu, które może dla wielu stawało się wybawieniem i drogą do spokoju.

Był autorem wybitnych tekstów, niesamowitych przełomowych muzycznych objawień, przenoszących muzykę w nieznane dotąd przestrzenie. Mimo twórczych kreacji popadł w otępienie, nie radził sobie w związkach, z sobą i tkwił w stanach izolacji i zatracenia.

Jim okrzyknięty Królem Jaszczurów był moim młodzieńczym, zbuntowanym idolem. W szczenięcej fascynacji, kiedy byłam jeszcze grubo przed 20-tka uważałam za niebywale artystyczne i genialnie twórcze odejście w wieku lat 27. Idiotycznie sadziłam, że życie po 30 może być tylko nudne i bez sensu, a po 40 katastroficznie smutnie i pozbawione szaleństwa oraz radości… eh..

Zakochana w zaczarowanej postaci Wizjonera podziwiałam jego balansowanie na krawędzi, przeplatane z poezją, jaką czytam do tej pory. Bezczelnie inteligentny, charyzmatyczny, niebywale oczytany i niezmiennie drążący kolejne niewiadome, stał się moim absolutnym uosobieniem Artysty Idealnego. Prowokatora. Tak. To był prawdziwy Wielki Prowokator, wyzywający na pojedynek cały świat. Niezwykle wrażliwy rysował mi się w głowie, jako postać delikatna, ale bezpośrednia, z którą dyskutuje się do rana i broni przekonań przy kolejnej porcji używek. Jedno, co jest pewne, to, że był oddany swoim przekonaniom i wierny wszystkiemu, co go zaintrygowało i pochłonęło. Zarówno pozytywnym twórczym sprawom jak i totalnej destrukcji i zniszczeniu. Stworzył arcydzieła muzyczne i zdecydowanie przekraczał granice bezustannie. Słuchając ,,The End’’ czy „Riders on the storm’” mam w sobie ogromne emocje i wielki szacunek dla Twórcy, który pokazał wiele twarzy człowieka wybitnego. Wyjątkowego, ale nie pozbawionego słabości i pierwiastka samodestrukcji. Tomik „Wilderness ” jest moim ulubionym, a tekst ,,Władza ‘’ wiele mówi o Nieziemskim Królu :

Potrafię zatrzymać bieg
ziemi. Sprawiłem, że
odjechały niebieskie samochody.
Mogę się zmniejszyć lub stać się niewidzialnym
Mogę stać się olbrzymem i dosięgnąć
najdalszych rzeczy. Mogę zmienić
bieg natury.
Mogę przenieść się dokądkolwiek w
czasie i przestrzeni.
Potrafię przywołać umarłych.
Mogę dostrzec wydarzenia w innych światach,
w najgłębszym wnętrzu mego umysłu
i umysłu innych.
Mogę
Jestem

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz